Dzień dobry wieczór!

Chciałbym wszystkich bardzo serdecznie powitać w moich skromnych progach wirtualnego życia australijskiego. Paradoksalnie, można powiedzieć, że właśnie doświadczacie moich narodzin, mimo, że mam już 27 wiosen na swoim koncie. Miejmy nadzieję, że po porodzie ‘dziecię’ się zaczerwieni, zapłacze a z czasem wyrośnie na drożdżach pochlebnych opinii i masy odwiedzin na dorodny, puszysty i smakowity wypiek, któremu nikt się nie będzie mógł oprzeć.

Rozpoczęcie procederu pisania o moim prywatnym życiu nie przychodzi mi łatwo, dlatego, że nigdy nie byłem osobą, która obnaża się ze swoich ‘sekretów’ publicznie, a co więcej nie należę też do grona ludzi, którzy lubują się w sztuce pisania, w ogóle. Pisanie, jako takie, kojarzy mi się z lekcjami języka polskiego, który był zawsze moją piętą achillesową, nigdy nie przywiązywałem większej wagi do tego przedmiotu, ale nie upatruję w braku atencji kiepskich wyników, po prostu byłem z polskiego kiepski, ot co. Mówiąc krótko i na temat, pisanie przychodzi mi niełatwo, a pisanie o sobie, jeszcze trudniej, bo jak wspomniałem nie ekscytuję się pokazywaniem tego co zaraz skonsumuję wszystkim dookoła czy też otrzymywaniem życzeń urodzinowych od osób, z którymi nie miałem kontaktu przez kilka lat. Wszystko to sztuczne i bezsensowne.

Dlaczego, zatem w ogóle zaczynać coś czego się nie lubi i czego się, de facto, nie chce robić ? Odpowiedź nie jest łatwa, ale mam kilka pomysłów na argumentację.

  • Na pewno jest to swojego rodzaju walka ze swoimi słabościami. Wydaje mi się, że należy przynajmniej próbować je okiełznać, jeśli nie pokonać. Spróbuję, a co!
  • Eksperymentowanie. To naprawdę fajny proces, w którym dowiadujesz się wiele nowych rzeczy o świecie i samym sobie. Niestety nie zawsze kończy się sukcesem, ale zawsze wynosisz nowe doświadczenia. Mimo wielu wątpliwości czy przeciwwskazań warto czasami zaryzykować i przynajmniej spróbować. A nóż..
  • Może moje pismactwo komuś pomoże, ktoś znajdzie coś wartościowego dla siebie, a może nawet kogoś zainteresuje, może przekonam…może
  • Będzie to też trochę wyrycie malutkiej części mojej własnej ‘opowieści’ na kartach historii

Nie ma tego dużo, ale mnie wystarczy. No to cóż..spinam poślady, zagryzam zęby, biorę lejce w dłoń i ruszamy z tą karecą w dalekie i nieznane.

WIO!